Yin And Yang milkich: Burn Selector : dance dance dance

sobota, 28 września 2013

Burn Selector : dance dance dance



Choć od Burn Selector Festival minęło już okropnie dużo czasu ,wstydem byłoby nie skomentować jednej z tak dobrych propozycji wychodzących od Alter Artu.Na tym festiwalu nie do końca chodzi o muzykę.Raczej o dobrą zabawę niczym w nocnym klubie. 



Muzyka elektroniczna i ja nigdy nie szłyśmy w parze ,ale z czasem dochodzę do wniosku ,że do niektórych rzeczy trzeba dojrzeć.Tak o to ,zagorzała wielbicielka muzyki granej na 6 strunowym pudle,wybrała się specjalnie do Warszawy na 2 dni festiwalu, na którym górował nacisk szczególnie na elektro.


Najbardziej z początku skusiła mnie możliwość zobaczenia M.I.A, na której Openerowski koncert parę lat temu nie dotarłam.Pochodząca z Sri Lanki artystka znów przybyła do Polski promując swoją nową płytę ''Matanagi''.Wtedy w mojej głowie pojawiło się pytanie ''dlaczego nie?''I tak o to skończyłam w Warszawie.

Pierwszy dzień zaczął się dość spokojnie.Z początku przeżyłam delikatny szok jak zaraz po tym ,gdy wymieniłam bilet na opaskę na polu Selectora zobaczyłam nie więcej niż 20 osób.Dzień rozpoczęłam XXANAXX'em ,którego koncert przegapiłam na tegorocznym Openerze. Jedynym minusem ,który jak widać znów przytrafił się zespołowi, to bardzo wczesna godzina.Co za tym idzie ,mała publiczność,a szkoda, bo na prawdę wokal Klaudi Szafrańskiej jest warty więcej niż ''godzina 17''.



Następnie skierowałam się na Archive ,którego piosenek znam może z 5 i nie jest to zespół za, którym specjalnie przepadam .Fakty faktami przyjemnie zajęli mi czas ,gdy czekałam na James'a Blake'a.

James jest dość nowym odkryciem jak dla mnie.Poznałam jego twórczość dzień przed festiwalem i od razu wiedziałam ,że muszę być na jego koncercie stojąc w tłumie.Muzyka Blake'a należy do bardzo spokojnej i nie za bardzo odnajduje się, moim zdaniem na takich festiwalach .Idealnie pasuje, za to do zimnego wieczoru w domu z książką i herbatą.Usłyszenie Jamesa na żywo było dla mnie, jednak czymś magicznym.Tak,magicznym ,bo, inaczej nie da się opisać tego jak jego głos idealnie współgrał wraz z tym co wychodziło spod jego dłoni.




Jak już pisałam poniedziałek zaczął się spokojnie ,ale koniec.Koniec był czymś, na co nie wiedziałam jak zareagować.Przez kolejne parę godzin po przedstawieniu, które zaprezentowało The Knife chodziłam z ciarkami na skórze. Psychodelia ,światła,układ taneczny ,dźwięki ,ludzie ,głosy - to, co się, wtedy wydarzyło na Cyan stage'u jest dla mnie nie do pojęcia.To było coś, co zostanie we mnie chyba do końca mojego życia.Coś czego na dobrą sprawę nie jestem w stanie opisać słowami.


Drugi i ostatni dzień był dla mnie o wiele mniej wymagający niż pierwszy.Nie było żadnego wykonawcy ,który szczególnie zwróciłby moją uwagę oprócz znanej Jessie Ware ,która w ostatnim czasie bardzo często pokazała się na Polskich scenach.Jej muzyka jednak należy za bardzo do klimatów, których lepiej słucha się w zaciszu,dlatego skoncentrowałam się głównie ładowaniem sił na gwiazdę wieczoru ,czyli M.I.A.




Całodniowy odpoczynek bardzo mi się przydał, ponieważ moje nogi na 'Bring The Noize' zostały zniszczone.Samo stanie przy barierkach było niczym walka o śmierć lub życie ,ale mój upór został nagrodzony podwójnym podaniem MIA dłoni.Bardzo trudno było utrzymać się na nogach podczas 'Bad Girls' ,czy 'Bucky Done Gun' ,a światła robiły człowiekowi papkę z mózgu.Sama Maya wielokrotnie wychodziła do widzów ,czy stała przy barierkach.Sama set lista była przyjemna.Mogliśmy usłyszeć hitowe ''Paper Planes' , 'Bamboo Banga' , 'Galang' ,czy też 'Boyz'.Jednym słowem warto było wybrać się do Warszawy ,nawet, jeśli tylko po to by usłyszeć na żywo M.I.A .



Sądzę jednak , że największym atutem Selectora jest specyficzny klimat ,który w sobie posiada.Cała magia w tym, żeby dobrze się bawić tkwi w tańcu.Z każdej strony można było natrafić na muzykę żywcem wziętą z klubu.Aż nogi same latały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz