Po
2 ''gorących'' dniach festiwalu skorzystałam z wolnego czasu ,który
pozostał mi w Krakowie i postanowiłam
pozwiedzać co nieco miasto.Przechadzając się krakowskimi uliczkami odnalazłam
(cudem!) polecane przez wielu 'Moa Burger'.Restauracyjka dość kameralna ,co za
tym idzie także przytulna.Wnętrze przyjemne dla oka ,kojarzące mi się
gdzieniegdzie z latami '50 .W tle leciały akustyczne kawałki które nadawały
pewnego klimatu. Przejdę jednak do najważniejszej części ,czyli do
jedzenia.Musze szczerze powiedzieć ,że nie przepadam za burgerami.Po wielu
przejściach i próbach pozostały mi okropne wspomnienia.Zamówiłam tak zwanego ''klasyka''.Cena sama w sobie optymalna,a
kanapka była wypchana po brzegi tym co sobie zamówiłam.W smaku bardzo dobra.Człowiek już po połowie
był syty i mogę przysiąc ,że po wyjściu nikt nie pomyśli o jedzeniu przez
długi czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz